
Podsumowanie roku 2020 – TOP 10 albumy
Jak co rok przychodzi czas na subiektywne podsumowanie mijających dwunastu miesięcy. Tradycyjnie na pierwszy rzut idą albumy, które ukazały się w 2020 roku. Nie ma tu zwycięzców czy przegranych. Jest to jedynie subiektywna lista tych wydawnictw, które zasługują na większą uwagę.
Alpha Steppa – Rise The Ark (29 maja, Steppas Records)
Fanom dubu Alpha Steppa nie trzeba przedstawiać. Przez ostatnie lata Ben stał się głosem młodego pokolenia dubu i bynajmniej nie zamierza osiadać na laurach. Po świetnych produkcjach w ubiegłych latach przyszedł czas na kolejny album w jego dyskografii. „Rise The Ark” to przede wszystkim jeden wielki eksperyment brzmieniowy i najbardziej dojrzały album w dorobku Alpha Steppa. Jest tu dub i dużo basu, ale są też wycieczki w stronę hip-hopu, trapu czy innych odmian nowocześniejszych form muzycznych, których na próżno szukać w dubowym świecie. Alpha Steppa po raz kolejny udowodnił, że nie sposób jest szufladkować muzyki. Album ukazał się pod koniec maja tradycyjnie nakładem Steppas Records, ale już w czerwcu Ben zdecydował się oddać go ludziom za darmo, z racji tego, że wiele osób ucierpiało w wyniku pandemii i nie wszystkich stać na zakup muzyki. Za to należy się jeszcze większy szacunek, bo jest to jedyny artysta, który pomyślał o swoich odbiorcach w ten sposób.
Fat Freddy’s Drop – LOCK:IN (16 października, The Drop)
Są takie płyty, które z miejsca przesłuchuje się kilka razy. Takim albumem z pewnością jest „LOCK:IN” Nowozelandczyków. To piękne jam session nagrane w Michael Fowler Center w Wellington. Kiedy jeszcze obejrzy się wideo z całości to nabiera to specjalnego wymiaru. Wielka sala koncertowa, która normalnie byłaby pełna, świeciła pustkami, a ujęcia tej pustki w kontrze ze sceną pełną muzyków dają ogromne wrażenie wizualne. Muzycznie jest wszystko to, czego może chcieć fan Fat Freddy’s Drop. Improwizacja, zabawa muzyką, piękna przestrzeń i świetna set lista, która zawiera osiem numerów. Za każdym razem, kiedy leci „Hope” w tym wykonaniu, przechodzą mnie ciarki. „LOCK:IN” to album, który z pewnością zostanie z Wami na dłużej.
O.B.F – Signz (29 maja, Dubquake Records)
Takiego albumu od O.B.F. chyba nie spodziewał się nikt. Kiedy myśli się o O.B.F., przed oczami ma się dubowe szaleństwo, do którego francuska ekipa zdążyła już przyzwyczaić fanów niskich częstotliwości na całym świecie. Tymczasem „Signz” to ogromna ilość gości, która pojawiła się na tym albumie z którymi Rico przez lata zdążył nawiązać stałą współpracę. Nie dziwi więc obecność takich kotów jak Shanti D, Charlie P, Sr Wilson czy Nazamba, ale jeśli do tego zestawu dodamy jeszcze Tippa Irie, Killa P, Biga*Ranx, Daddy Freddy, Junior Roy, Pupa Jim czy Joseph Lalibella, to robi się naprawdę ciekawie. Jest rub-a-dub, jest dużo rytmu i melodii, ale oczywiście nie zabrakło też kilku szaleńczych dubów ina OBF style! „Signz” to dwadzieścia dwa numery, które z pewnością będą pojawiały się na niejednej sound systemowej imprezie, kiedy te w końcu wrócą.
Zion Train – Illuminate (1 maja, Universal Egg)
Pięć lat trzeba było czekać na nowy wypust spod szyldu Zion Train. Od czasu wydania „Land Of The Blind” sporo się zmieniło. Przede wszystkim zmienił się etatowy wokalista, którym do tej pory był Dubdadda. Teraz na jego miejscu pojawiła się Cara, którą również można znaleźć na „Illuminate”. Nowy album to trzynaście numerów i wielu zaprzyjaźnionych wokalistek i wokalistów. Zion Train od zawsze mocno zaangażowany w działania prospołeczne i proekologiczne znowu daje temu upust przede wszystkim muzyką. Ponadto Neil Perch i spółka zaczęła współpracę z kampaniami Stop Ecocide i Extintion Rebellion, za co również należą się ukłony. Dzięki temu muzyka i przekaz zarówno grupy jak i wyżej wymienionych jeszcze bardziej ze sobą współgra i walczy w imię wspólnej idei, jaką jest dobro naszej planety.
Luciano – The Answer (24 lipca, Oneness Records)
Luciano to marka sama w sobie i pewnym było, że kooperacja tego kultowego już jamajskiego artysty z niemieckim labelem Oneness Records z pewnością będzie czymś dobrym. Zdecydowanie opłaciło się sześć lat czekania na pełnoprawny krążek. Za jego produkcję odpowiedzialni są: basista Dub Inc. – Mortiz von Kroff oraz Benjamin Zecher. „The Answer” to jedenaście świetnych numerów, które w połączeniu z głosem Luciano tworzą spójną całość. Warto przystanąć przy otwierającym „The Music”, gdzie gościnnie pojawił się Jesse Royal, a także przy „The Victory” z Iba Mahr. Warstwa liryczna to też solidny punkt programu, bo Luciano potrafi pisać dobre i trafiające w serce słuchacza teksty. Bez dwóch zdań ta płyta to modern roots w najlepszym wydaniu.
Richie Spice – Together We Stand (12 czerwca, VP Records)
To kolejny spektakularny powrót po długiej, bo aż ośmioletniej, przerwie. Richie Spice wraca mocniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Świetnie zrealizowany album i starannie wyselekcjonowani goście to jego przepis na sukces. Za konsolą pojawili się doświadczeni producenci jak Clive Hunt i Steven Stanley, a to samo w sobie świadczy o wysokim poziomie albumu. Do tego należy dołożyć jeszcze Chronixxa i Dre Island, którzy pojawili się na krążku i mamy gotowy hit. Świetnie zagrana i zaaranżowana, a na poparcie tych słów warto chociażby odpalić sobie numer „Valley of Jehoshaphat (Red Hot)”, który bez wątpienia jest najjaśniejszym punktem tego wydawnictwa. Dla wszystkich zwolenników modern roots to pozycja obowiązkowa.
Rootz Underground – Red Gold Green (23 lipca, Thunderground Music)
Nieczęsto dostajemy od artystów trzypłytowe wydawnictwo, które nie jest po prostu kolejną kompilacją. „Red Gold Green” to z pewnością ciekawe wydawnictwo zespołu, który swego czasu zdobył spore uznanie fanów reggae na całym świecie. Po kilku zmianach personalnych w ubiegłym roku przypomnieli o sobie, grając krótką trasę w Europie i Afryce. A teraz przyszedł czas na nowy album. Ten podzielony jest na trzy rozdziały. „Red” to osiem niepublikowanych wcześniej numerów. „Gold” to ukłon w stronę kobiet. Znalazły się tutaj wersje utworów Niny Simone czy Amy Winehouse. Z kolei „Green” to swoiste Best Of, na którym znalazło się 19 najpopularniejszych numerów z katalogu grupy. Wydawnictwo jak najbardziej godne polecenia. Nie często dostaje się ponad dwie i pół godziny muzyki.
Jah9 – Note To Self (13 marca, VP Records)
Trochę trzeba było poczekać na trzeci studyjny album Jah9. Po zapowiedziach, prezentacji kilku numerów i ciągłemu podkręcaniu atmosfery w 2019, album „Note To Self” ukazał się w końcu w marcu 2020. Zdecydowanie jest to odmieniona Jah9, porównując ją do poprzednich albumów. Ten jest spokojniejszy i bardziej nastrojowy, mniej tu rewolucyjnych treści. W języku angielskim jest takie słowo „mellow”, idealnie opisujące te piętnaście utworów, które znalazły się na tym wydawnictwie. Z pewnością album zasługuje na wyróżnienie przede wszystkim za odwagę zmiany stylistyki, która nie zawsze udaje się artystom, a Jah9 się udała. Niestety wraz z wybuchem ogólnoświatowej pandemii nie było sposobu posłuchania nowych produkcji na żywo. Miejmy nadzieję, że prędzej czy później nadarzy się taka sposobność.
The Wailing Souls – Back A Yard (28 sierpień, Greensleeves Records/VP Records)
Pół wieku w biznesie muzycznym do czegoś zobowiązuje. The Wailing Souls, czyli Winston “Pipe” Matthews and Lloyd “Bread” McDonald postanowili połączyć siły z Alborosie, który stał się producentem albumu, z którym panowie chcieli wyruszyć na podbój świata. Niestety to musi poczekać, bo przeszkodziła im, tak samo jak wszystkim, nieszczęsna pandemia. Jaki jest „Back A Yard”? Z pewnością fanom dokonań grupy album przypadnie do gustu. Podobnie zresztą jak i wszystkim tym, którzy lubują się w reggae lat 80., bo bez wątpienia album nasuwa właśnie takie skojarzenia. Pipe i Bread są w bardzo dobrej formie wokalnej, a wielki szacunek należy się Alborosiemu, który świetnie sprawdził się jako producent. Dobrze posłuchać weteranów, którzy pomimo lat, nie tracą wigoru i wciąż nagrywają bardzo dobre albumy.
Alpha & Omega – Shadrach, Meshach And Abednego (29 maja, Steppas Records)
Trzy lata po “One By One” minęły zaskakująco szybko, a weterani brytyjskiej sceny dub uraczyli nas kolejnym solidnym albumem. „Shadrach, Meshach and Abednego” to dziesięć nowych numerów, które przygotowali John i Christine. Połowa to wersje z wokalami, druga to solidne brytyjskie duby w najlepszym wydaniu. Wokalnie usłyszeć można dobrze znanych już ze współpracy choćby z Alpha Steppa i Dub Dynasty. Solidna brytyjska reprezentacja w postaci Wallette Seyon, Ras Tinny, Danny Red, Joseph Lalibella to gwarancja dobrych numerów. Ponadto pojawia się też pochodzący z Lyonu wokalista Nai-Jah. Bez wątpienia numery z tego albumu zabrzmią świetnie na solidnym sound systemie i po powrocie do sesji z pewnością usłyszymy niejedną z tych produkcji na sesjach. Przeszywający bas to znak rozpoznawczy Alpha & Omega i nie inaczej jest też tym razem.